Dlaczego TĘCZA ?

Tęcza jest jednym z najpiękniejszych zjawisk na świecie. Niegdyś uważano ją za znak bogów, a w baśniach na końcu tęczy zawsze pojawia się garnek złota. Tęczowy most jest też przejściem do raju, a ponad tęczą w krainie Ozz latają błękitniki. 
W naszym świecie tęczę tworzą wspólne wspomnienia, wszystkie chwile, które dzielimy kreując spektakle, wespół śmiejąc się i płacząc, plotkując, szczodrze obdzielając się jedzeniem i życiem. 

„Gdzieś, ponad tęczą, niebo jest błękitne. A te sny, które mamy odwagę śnić naprawdę się spełniają”.

Asia:

Żółty jest bogaty. Ciężko go zamalować na ścianie. Jest początkiem. Zapowiedzią i wiernym towarzyszem. Światłem pojawiającym się w ciemności sceny. Żeby wydobyć z mroku obraz, historię, postać. „Stań w świetle”, „szukaj światła” to najczęstsze wskazówki, które słychać na próbach generalnych. Stojąc w świetle przeobrażam się w postać. Gram. Opowiadam. Kreuję. 

Żółte kostiumy nosił Tkacz Iluzji i dzieci Isadory Duncan. Spodnie Tkacza stale opadały tworząc dosyć niebezpieczne związki. Na szczęście bez ofiar w ludziach. 

Żółty jest światłem świec na menorze oświetlającym delikatnie nagie kobiece ciała. To barwa wspólnoty i święta. Obchodzonych wspólnie urodzin, premier, rocznic. Toastów zdradzieckim szampanem z Biedronki, o uroczej nazwie Julian, lub Michael. Ciastkami podkradanymi potajemnie podczas prób. Olśnieniem. 

Gosia:

Pomarańcze w Grecji. Cudowna podróż. Razem. Przyjaźń i integracja w pięknych okolicznościach przyrody. Do dziś stosy pomarańczy stamtąd widnieją na moim wygaszaczu ekranu. 
Mandarynkowa uczta w „Czwartym wymiarze”, zapach owoców i absurdu połączone z twórczością Johna Cage’a. Moja pomarańczowa koszulka i zakwaszone łydki. 
Wielka pomarańczowa zasłona, która okrywa stroje wiszące na wieszaku w garderobie. Przed każdym ze spektakli trwają pod tym pomarańczem niekończące się poszukiwania odpowiednich kostiumów. Wielkie batalie o rozmiary, fasony, o to, że ktoś zabrał/ przewiesił, że „nie ma”, „zginęło”… 

Ania:
Czerwona jest inicjacja. Pierwsza szminka podarowana na 18ste urodziny. Czerwona dojrzałość. Intensywność tanga. Ogień, w którym spłonęła Joanna D’Arc i kolor kwiatów Pani Dalloway.

Ula:

Różowy jest postrzegany jako synonim kobiecości. Od urodzenia dziewczynki ubierają róż. Często nie z własnego wyboru. Od pierwszych dni część z nich jest wychowywana na lalki Barbie, równie piękne i puste. Nosząc obowiązkowo, bezrefleksyjnie różowe sukienki, obcasy i szminki. Mówiąc gładko tylko to, co wypada. W pudrowych różach chodziły z gracją nasze babcie, pokolenie świata Ordonki. Elegancko i szykownie. Różowo – lukrowanie. Bez własnych pieniędzy i nazwisk. Na ekranie, oglądana przez miliony ludzi Marylin Monroe – ikona i niedościgniony wzór dla wielu pań, w różowej, taftowej sukni z wielką kokardą na kształtnej pupie kochała „tatuśków” i ich diamenty. Psychiczny wrak z seksapilem. Wszystkie one, lalki Barbie, Ordonki i Marylinki ożywały na scenie, w nas i poprzez nas, opowiadając historie. Obnażając stereotypy, krzywdy, ukazując piękno. Zyskałyśmy dzięki nim głos i odwagę, żeby mówić. A różowy stał się połączeniem naszych światów i kolorem odwagi. Symboliczną barwą świata kobiet. 

Dominika:

Fioletowy to kolor uniesienia. Kolor kobiet u grobu. Poczucia świętości i dewaluacji świata wartości. Fioletowy to ZZA, które tworzyłam od początku. Jedyny spektakl, który dobrze znam. 

Fioletowy to mocne przeświadczenie o tym, że jestem jedną z wyższych kobiet w zespole. Trwało do pierwszej przymiarki kostiumów. Obiektywnie raczej zamykam stawkę wzrostu, niż ją otwieram. 
Fioletowa była sesja fotograficzna późnym listopadem, ubrana w kilka par skarpet, że zgrabiałymi dłońmi. Sinymi policzkami pod bladym makijażem. Ale efekt końcowy zaskoczył nas wszystkie – powstały niesamowite fotografie. 
Duchowość jest fioletowa. Poczucie wspólnoty. Nić połączenia w świecie kobiet. Życzliwość. Uważność. 

Listopad jest fioletowy

Kaja:
Niebieski kojarzy mi się z niebem, a przez to z wolnością. Nie tyle ucieczką od rzeczywistości fizycznej, lecz bardziej z nieograniczoną możliwością wyrażania siebie. Niebieska jest wolność na scenie, abstrakcja, prawo do bycia sobą tu i teraz, a jednocześnie w roli, bycia innymi ludźmi.
Na myśl o niebieskim widzę scenę spowitą dymem, postaci na wpół widzialne, poruszające się na tle niebieskiego światła tylnich „kontr”. 

Monika: 

Zielona jest nadzieja. Trzymanie kciuków za lepsze jutro. W nowym miejscu, z tymi samymi ludźmi. Zieloną soczystością. Dywanem, który po rozłożeniu w „Pustych pokojach” do złudzenia przypominał trawę. Teatralne chochliki wiecznie go przed nami ukrywały, zwłaszcza na spektaklu, gdy „za 5 sekund wychodzimy i scena zaaranżowana jest na dywanie”, a tenże właśnie wyparował z kulis. 
Nieskończenie wiele jest zielonych odcieni filtrów do reflektorów, których poszukiwania trwały wieki. „Sprawdź w skrzynce”, „gdzie jest skrzynka?”, „która to?”, „w której szafie?” — bez końca.

Zielony jest niezdrową modą na farbowany napój OSHEE konsumowany w tajemnicy przede mną – zespołową strażniczką diety. Przepiękną sesją zdjęciową w plenerze, w mchach i paprociach. Mimo grupowej obsesji mrówczo – pajęczynowej. Sztuczną roślinnością mocowaną wspólnie do drewnianej kratki. Zrzucaniem wianków. Wspólnym dorastaniem. 

Ewa:

Czarny pasował do mnie od zawsze. Czarne ubrania, włosy były nadzwyczaj szykowne i egzotyczne. Nosząc czerń byłam Koko Szanelką, śpiewającą piosenki Edith Piaf na śniadaniu u Tiffany’ego,  Marleną Dietrich w męskim garniturze, zawsze milionem dolarów i trochę jakby bohemą. Wyśmienicie się czułam w czarnej awangardzie. 
Do tego jestem sową i fascynują mnie spowite w satynową noc przestrzenie. Bryły budynków, roślinność, postacie zawieszone w czerni. Czymś niesamowicie pięknym jest stać na brzegu morza w całkowitych ciemnościach. Las nocą jest równie przerażający, co zachwycająco bogaty w niepoliczalną ilość odgłosów. Bliska mi jest owa wielość odczuć. 
Uwielbiam mroczny napój bogów – kawę, jej aromat, smak, rytuał zaparzania, społeczne oddziaływanie. Przy kawie dobrze mi się myśli, pisze, rozmawia i słucha. 
Jestem wielką fanką czarnych pomieszczeń, najlepiej tych potocznie zwanych sceną. Są inspirujące i w magiczny sposób wyciszają mój galop myśli. Nie wiem dlaczego, ale czerń wokół niezwykle mocno oddziałuje na wyobraźnię. Stymulująco. Świeżo. Wtedy najczęściej pojawiają się w mojej głowie obrazy, historie. Większość spektakli powstała w nocy, na granicy jawy i snu. 
Czarna jest żałoba. Smutek i strata, bez których doświadczenia nie byłoby sztuki. Strach, ból, które są równie ważne jak odczuwanie przyjemności. Dopełniają nas, wzbogacają, sprawiając, że stajemy się empatyczni, wrażliwi. Łączą na wielu poziomach. Były i są częścią naszych wspólnych żyć. 

Julia:

Biel. Pauza. Oddech. Nowy początek. Biała, czysta kartka. Chwila zanim pojawią się na niej słowa piosenek, szkice scen, kostiumów, postaci, zapiski choreografii. Czystość, niewinność i idealne dopełnienie dla światła, historii i teatru. Czarno – biały świat. Dualizm postrzegania, doskonały kontrapunkt i tło.

Nadzieja kroczy w bieli przebiśniegów. Jest niewysłowioną radością ubraną w ślubną suknię z welonem. To ubranko do chrztu i komunii. Białe jest limbo. I skrzydła aniołów. Wykrochmalona pościel u dziadków. Rodzina. Przynależność. Brak samotności. Liczenie baranów. Białe są obłoki różnych kształtów w letni dzień. Spełnianie marzeń. 

Jesteśmy Manufakturą wielu barw, różnorodną, otwartą i niezwykle harmonijną. Prawdziwą wspólnotą.

TĘCZA nas nie obraża. Ona nas DEFINIUJE !

0
    0
    Koszyk
    Koszyk jest pustyWróć do sklepu
    Scroll to Top